Temat na czasie. Wszyscy się
rozpisują, rozpiszę się i ja.
Zobaczyć Rosję – to było moje
marzenie, tak wielkie, że dopóki nie stanęłam na Placu Czerwonym nie wierzyłam,
że się ziści.
W 2010 roku razem z przyjaciółką udało nam się wybrać na miesiąc,
przy pomocy uczelni, Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie pozdrawiam! :) 18
lutego wsiadłyśmy w pociąg Warszawa-Moskwa. 17 godzin i jesteśmy na miejscu. To
uczycie, gdy wysiadłam z pociągu, dookoła banery w języku rosyjskim, rosyjskie reklamy, tablice rejestracyjne
samochodów i wszystko wszystko absolutnie rosyjskie. Zaciągałam się tą
rosyjskością niczym palacz dymem papierosowym. Łaknęłam tego wszystkiego,
chciałam napatrzeć się „na zaś” . Nie będę Wam pisać o polityce, o Panu Putinie
i o całym tym zamieszaniu, każdy widzi co się dzieje i swoje zdanie ma. Napiszę
Wam tylko jak piękna jest Moskwa, jak piękny jest Petersburg. I szkoda tylko,
że jeszcze nie udało mi się tam dojechać latem… kiedyś na pewno! I szkoda, że
zima dość mocno ograniczyła nam możliwość wyjazdu poza Moskwę, na rosyjską
wieś, taką piękną przecież i taką inną niż miasto.
Bardziej spodobała mi się Moskwa,
tam wszystko takie z historią związane, z kulturą. Petersburg, mam wrażenie,
bardziej „zachodni” A ja chciałam przecież tego wschodu jak najbardziej! Nie
czekałyśmy na pogodę, na sprzyjające okoliczności. Już na drugi dzień po
przyjeździe wstałyśmy z samego rana, żeby dotrzeć do Plac Czerwony zanim
spowiją go tłumy, żeby zobaczyć Go takiego
w całości, a nie urywkami pomiędzy ludźmi. Wyszłyśmy z metra wprost na Plac
Czerwony i wtedy ugięły się pode mną
nogi :) Ta rosyjskość uderzyła mnie w twarz! W jeden policzek, w drugi, aż się
ocknęłam i uwierzyłam:) Po centrum Moskwy chodziłyśmy cały dzień, jakbyśmy już
nie miały więcej dni na zwiedzanie. Chciałyśmy wszystko na raz! Na już!
Moskwa jest piękna, majestatyczna,
budzi podziw małego człowieka. I wiecie co, budzi takiego pewnego rodzaju
szacunek do swojej potęgi. Nie mogę nie
wspomnieć o ludziach, na pewno niektórzy mają inne zdanie, mogą sobie mieć, a
ja spotkałam tam całe mnóstwo życzliwości. Od zwyczajnych przechodniów chociażby,
którzy sami nas zaczepiali, kiedy widzieli, że miotamy się z mapą nie widząc w
którą stronę teraz. ba! Ci ludzie nawet nas nie raz odprowadzali chociaż
kawałek, nawet jeśli było Im nie po drodze. Ci ludzie sami proponowali, że
zrobią nam zdjęcia i wcale nikt nam aparatu nie ukradł ;)
W Moskwie jadłam najlepszego na
świecie ziemniaka „kroszka-kartoszka” W
Rosji jadłam shoarmę, która podobno była z… psa. Nie, nie, nie dojadłam do
końca, bo faktycznie mięso jakieś czerwonawe zbyt. W Rosji piłam najdroższego
drinka jak do tej pory, w Rosji byłam (nie czytaj mamo) na pierwszym, i jak do
tej pory jedynym, męskim tańcu erotycznym :P Nie było z nami body gardów, jak
chodziłyśmy nocą, a wróciłam cała! Nikt nawet nie ukradł mi komórki, którą
przed samym wyjazdem zamieniłam na starą Nokię, no żeby nowego dotykowego nie
buchnęli mi w metro. Tak na tym wyszłam, że wstyd mi było wyciągać telefon
pośród ludzi, którzy cali byli poobwieszani elektroniką z najwyższej półki :)
Aż mi wstyd!
Nie będę Wam pisać, bo to może być
post bez końca, o metrze tak cudownym, tak wielkim niczym podziemne miasto. Trzeba
to zobaczyć, żeby zrozumieć. Zobaczcie na zdjęcia, one wszystko Wam powiedzą.
A tu Sankt-Petersburg
Także tak to wygląda moimi oczami :)
Świetne zdjęcia; ) Moskwa robi wielkie wrażenie a jednocześnie wydaje się być bardzo swojska, tylko że wszystko jest w skali XXL. Zazdroszczę Sankt Petersburga, chciałbym kiedyś zobaczyć. Dzięki za podzielenie się wspomnieniami; )
OdpowiedzUsuńale ci zazdroszczę !!!1 to jest moje jedno z wielu marzeń żeby tam pojechać
OdpowiedzUsuńkocham Rosję jako Kraj a nie Politykę kocham tez rosyjski język <3
super zdjęcia !!!
zapraszam do siebie
http://viki-olshevsky-diary.blogspot.co.uk/
Piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńA jak tylko widzę "Rosja" - gdziekolwiek - od razu wpadam! :D