środa, 8 października 2014

był przy poczęciu, niech będzie i przy porodzie! czyli czy warto rodzić z mężem/partnerem? Cz.I




Nie będę opisywać wam mojego porodu szczegółowo. Muszę zostawić coś dla siebie. I choć czytam blogi na których sesje z porodówki królują w kilku aż postach, nie do końca mi to odpowiada. Poród to moje mistyczne przeżycie i choć w prawdzie trwał 4 dni... Tak tak, zbierzcie już te kopry z podłogi... 4 dni, nadal uważam że był mistyczny, najpiękniejszy! Ale nie był tylko mój. Był nasz! Mój i DużegoA.

Po pierwsze chcieć rodzić wspólnie musisz przede wszystkim TY, jeśli Ty nie będziesz tego chciała, nie będziesz w 100% przekonana o tym, że warto to nie ma sensu w ogóle się nad tym zastanawiać. Będziesz tylko zestresowana, nie musisz nikomu ulegać przy podejmowaniu takiej decyzji. to TY musisz czuć się komfortowo. 
Po drugie, nie ma sensu na siłę ciągnąć na porodówkę Twojego partnera, jeśli On nie jest przekonany do tego pomysłu. W końcu po namowach pewnie się zgodzi, ale czy będzie pomocny? Nie sądzę. Nadąsany, zmuszony do czegoś facet w niczym nie pomoże, a może tylko zaszkodzić, a co gorsza odbić się negatywnie na związku.
Musicie chcieć OBOJE i oboje widzieć w takiej decyzji tylko plusy. My maglowaliśmy temat praktycznie całą ciążę. Jak zauważyłam, że DużyA nie do końca jest pewien, czy chce tam być ze mną, odpuściłam i powiedziałam, że ta decyzja należy do Niego. W końcu sam się zdecydował, ku mojej wielkiej radości! W skrytości nie wyobrażałam sobie, że będę musiała rodzić bez mojego męża.
Kiedy pierwszy raz trafiliśmy na izbę przyjęć porodówki okazało się, że żadna sala do porodu rodzinnego nie jest wolna. Czarna rozpacz, bo jak ja mam tam iść sama? Jak to sama?! Nie dam przecież rady! Na szczęście jakieś dzieciątko postanowiło urodzić się wcześniej i w przeciągu godziny razem przekroczyliśmy progi porodówki.  Niestety MałyA zdecydował, że jeszcze chwilkę popływa w ciepełku i nie wychodzi dzisiaj! Transport na patologie ciąży, wypis na własne żądanie i 4 dni skurczy. Po 4 dniach znowu porodówka… było jakoś spokojniej, może dlatego, że była niedziela, ale wszystkie sale porodowe były wolne! Kilkanaście godzin kroplówek, KTG, leżenia, chodzenia, skakania na piłce. Nie wyobrażam sobie przeżyć tych godzin w samotności. Nie wiem jak to wygląda jak jest się samej na sali, ale podejrzewam, że położna nie siedzi ciągle z rodzącą. Więc tak samej czekać jest dla mnie przerażające. Jakoś nie było wcześniej rozkminek czy z mężem czy nie. Oczywiście razem! „Nie musisz tam patrzeć, wystarczy, że będziesz gdzieś obok”  odpowiadałam na pytania DużegoA „po co On mi tam?” Okazało się, że jednak przydaje się do czegoś jeszcze. Pobudza i podjudza wręcz do ćwiczeń, kiedy Ty wymęczona chcesz już się położyć i niech się dzieje co chce,  pójdzie z Tobą pod prysznic, podtrzyma za ramię,  poda ręcznik, podsunie klapki. Nie ma wtedy żadnego wstydu, o tym się nie myśli. Kiedy był potrzebny był tuż obok, kiedy czuł, że powinien się usunąć na bok, stał z boku. Ale świadomość, że jeśli odwrócę głowę On tam będzie i będzie trzymał za mnie kciuki, daje takiego kopa i poczucie pewności, że można góry przenosić!
Czy bałam się, że po porodzie coś się zmieni? Miałam nadzieję że jeśli się między nami coś zmieni, to tylko na lepsze. Przecież takie przeżycie musi łączyć.  Istnieją czasem wśród niektórych obawy „a co jeśli nie będzie mnie później chciał?” że niby się na to napatrzy… hmm ryzyko istnieje zawsze, ale wydaje mi się, że miłość jest silniejsza niż jakieś względy estetyczne. Jeśli się zastanawiacie, to uchylę rąbka tajemnicy i powiem Wam, że u nas wszystko ok ;)  
A te wspólne chwile, które na zawsze razem będziemy wspominać, łzy w Jego oczach, kiedy usłyszeliśmy pierwszy krzyk NASZEGO dziecka są wartościami bezcennymi.

Wy rodziłyście "z"  czy "bez" ojców dzieci? Jak wspominacie swoje porody? Ciekawa jestem bardzo!


 
P.S. A jutro czekać na Was będzie część 2-ga wpisu, ale troszkę inna... :)
Pamiętajcie, żeby kliknąć obok "lubię to" na fb również "otrzymuj powiadomieni" Bądźcie na bieżąco!



4 komentarze :

  1. Ja rodziłam raz z mężem, drugi raz bez męża i w sumie tak i tak było dla mnie ok.
    Wiem jednak, że mąż poród bardzo przeżył i długo nie mógł się pozbierać. Może dlatego, że wystąpiły komplikacje i on bidulek musiał na to patrzeć. Doszły mnie słuchy, że zaraz po wszystkim odradzał kolegom poród rodzinny hehehe

    Przy drugim porodzie został w domu z Matim i czekał na telefon. Potem stwierdził, że jednak to czekanie w niewiedzy, aż zadzwoni telefon było o wiele gorsze niż bycie ze mną i patrzenie na to wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  2. MY oczywiście razem, ale przekonac było bardzo ciężko. Nie wyobrażam sobie jednak że mogło być inaczej. Czas spędzony na porodowce tak się dluzyl ze sama bym zwariowala.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się bałam, że nie będę wiedziała co zrobić, powoedzieć, gdzie iść. Jakby ktoś w tej chwili w ogóle się nad takimi rzeczami zastanawiał :) ale we dwójkę zawsze raźniej! Ale jakby co, w przyszłości jak przyjdzie mi rodzić samej to już będę "obcykana" w temacie :) zresztą za drugim podejściem czuliśmy się na porodówce jak w domu :) nawet lekarz był ten sam co kilka dni wcześniej :)

      Usuń

Dziękuję serdecznie za każdy pozostawiony komentarz. Jeśli nie masz konta Google, wybierz NAZWA/ADRES URL, pierwszą lukę uzupełnij swoim imieniem, drugą zostaw pustą.